Podziel się!
Wiosna, wiosna achże ty… czas kiedy wszystko się budzi za oknem, planów na cieplejsze i dłuższe dni, a przede wszystkim okres wzmożonych porządków. Pierwsze budzi słoneczną radość koło podrobu, bo wszak po długiej, szarej przerwie pełnej „żywych” składników sprowadzanych z cieplejszych stron będzie można za dosłownie parę chwil wreszcie zaopatrzyć się w świeże warzywa z rodzimego ogródka. Ostatnie z kolei budzi lekkie przerażenie i kłębiącą się myśl – gdzie ja pomieszczę te wszystkie robione przetwory i kiszonki.
Chłodnik z szczawiu
Dlaczego chłodnik? Bo lubię… i może trochę dlatego by zaczarować rzeczywistość w oczekiwaniu na cieplejsze dni. Poza tym nie ma nic prostszego i szybszego w przygotowaniu. Do tego jest to na tyle lekkie, że może posłużyć jako „przedobiadek” jeśli ma się bardziej pracowity dzień i w głowie przetacza się wizja siedzenia do zmroku. A dni przecież są coraz dłuższe.
Inny prozaiczny powód, dla którego przytaczam dzisiaj ten przepis, jest taki, iż… za momencik, na krótką chwilę pojawi się on wraz z innymi nowalijkami na warzywnych bazarach i dobrze zawczasu pomyśleć o zrobieniu niewielkich zapasów tej roślinki na zaś. Chociażby w postaci kiszonej – recepturę znajdziecie w tym wpisie, lub konserwowej. Jeśli zapewnimy odrobinę chłodu i ciemni, to kiszonka spokojnie wytrzyma pół roku w takim środowisku.
Chłodnik z kiszonego szczawiu z emulsją z rukwi wodnej
Składniki
Krok po kroku
Szczawy odsączamy z solanki i kroimy w cienkie paski. Cukinię wedle uznania obieramy lub dokładnie myjemy i ścieramy na tarce o grubych oczkach
Czosnek przeciskamy przez praskę i dodajemy do szczawiu oraz cukinii. Dodajemy kefir lub zsiadłe mleko wraz ze śmietaną 18 % i mieszamy całość dokładnie. Doprawiamy solą i pieprzem cytrynowym wedle uznania i odstawiamy na kilkanaście minut do lodówki. Wedle uznania możemy dodać drobno pocięty koperek.
Rukiew wodną myjemy pod bieżącą wodą, chwilę blanszujemy w gotującej wodzie (w okolicy 2 minut) i hartujemy w wodzie z lodem. Osuszamy na ręczniku.
Szalotkę drobno siekamy i przesmażamy chwilę na maśle. Zalewamy mlekiem i śmietanką i zagotowujemy całość na średnim ogniu.
Do gotującego się sosu z szalotki i nabiału wkładamy osuszoną rukiew i doprowadzamy całość do wrzenia.
Miksujemy, przecieramy przez sito, doprawiamy solą i ewentualnie pieprzem. Szybko schładzamy wstawiając naczynie do misy z lodem w którym uprzednio hartowaliśmy rukiew. Warto więc mieć na uwadze, by naczynie zapewniało dobrą przewodność cieplną.
W tym miejscu warto nadmienić o błędzie, który popełniłem podczas kiszenia, i o którym wspomniałem w przytoczonym powyżej wpisie. Niestety zapędziłem się i użyłem mieszkanki przypraw, którą zazwyczaj stosuję. Niefortunne okazało się użycie gorczycy żółtej, która pałętała się później między liśćmi szczawiu, przez co chwilę zajęło odizolowanie jej z mięciutkich, ukiszonych liści.