Podziel się!
Styczeń. Nowy rok. Minęły już dobre dwa tygodnie nowego roku — i z jednej strony człowiek może się zastanawiać, dlaczego ten rok tak się wlecze, a z drugie. Z drugiej, no właśnie. Okres deklaracji i postanowień noworocznych. A ten rok tak gna i czy ze wszystkimi postanowieniami się uporamy zmieścić w terminie.
Próbuję przypomnieć sobie czy kiedykolwiek jakieś postanowienia robiłem i czy coś z nich wynikło. Nic niestety nie przychodzi mi do głowy z zakamarków pamięci mej. Może dlatego, iż do tego dnia jak i innych podchodzę niemalże identycznie – to są zwykłe dni, które z nieznanych mi powodów ludzie szczególnie celebrują. Pytanie tylko dlaczego?
Bo nie można miłować się codziennie? Miłuj się się to bardzo, a jeszcze bardziej własną kuchnię.
Bo nie można był miłym dla innych każdego dnia? Można — każde z dziesięciu moich odbić w lustrze może to potwierdzić przytaknięciem głowy.
Bo Dzień Ryby przypada tylko 20 grudnia oraz niemalże co tydzień w piątek w większości polskich domów i około zakładowych jadłodajni? Bo Światowy Dzień Orgazmu i Pozdrawiania Brunetek przypada dzień później?
Dlaczego?
By dzień był miły?
Dlaczegóż by nie robić tego co daje szczęście (może zbyt wyolbrzymione słowo) i radość codziennie?
Dlaczego nie celebrować każdego dnia?
Dlaczego Dzień Kobiet, Mężczyzn czy Dziecka nie może być codziennie? hę?
Dlaczego potrzebne są święta, postanowienia i deklaracje?
Więc jako, że i tak wiele rzeczy robię na przekór – więc i tym razem…
Dzisiaj zrobię dzień ryby. Nie 20-tego, nie w piątek. A w poniedziałek i to piętnastego. No bo kto mi zabroni.
Przecież nie musi to być konkretny dzień świąteczny – oficjalny czy też nie.
Wyznaję wszelkie formy hedonizmu, a szczęście osiągane przez drobne i chwilowe przyjemności bardziej dnia nie może poprawić.
Do takich drobnych przyjemności zaliczam konsumpcję dóbr. Konsumpcję w dosłownym tego słowa znaczeniu. Spożywanie znaczy się. Jest to chwila w perspektywie wieczności jednakże w zupełności ona wystarczy, bo nakarmić emocje i poczuć się lepiej.
Pora więc zacząć.
Na mym stole ląduje filet z dorsza bez skóry, który należy pozbawić kręgosłupa i ości by następnie zamarynować.
Przepyszne kiszonki — sposób na ich wykonanie znajdziecie w ostatnim wpisie.
Jedyne co musimy przygotować by skomponować talerz to stosowny sos oraz usmażyć rybę.
Sos śmietanowy
Składniki
Krok po kroku
Na rozgrzewającą się patelnię wykładamy i rozpuszczamy masło.
Do rozpuszczonego tłuszczu dodajemy mąkę i przesmażamy ją, uważając, aby nie zrumienić. Inaczej żegnaj bielusieńki sosie.
Do "przesmażonej" mąki — choć bardziej jest to masa płynnego tłuszczu i mąki, wlewamy partiami gorący bulion i dokładnie mieszamy zagotowując całość. Powinno przyjąć to postać średnio gęstej papki.
W osobnym naczyniu śmietanę mieszamy z sokiem z cytryny oraz przyprawami wedle uznania. Zalecam by nie przyprawiać zbyt bardzo.
Opcjonalnie możemy dodać drobną startą skórkę z limonki (wcześniej sparzoną wrzątkiem)Naszą śmietanę wlewamy do sosu i zagotowujemy.
Sos gotowy.
Przygotowaną rybę delikatnie oprószamy solą, kolorowym pieprzem i skrapiamy odrobiną soku z limonki. Po 5 minutowym leżakowaniu smażymy ja rozgrzanym maśle klarowanym do lekkiego zrumienienia. Smażenie zaczynamy oczywiście od strony skóry i po usmażeniu odkładamy na chwilę na papierowy ręcznik.
Cóż więcej pozostaje. Talerz. Jeszcze ciepły sos śmietanowy. Na nim wykładamy rybę oraz lekko obsuszone kiszonki: szczaw i słodki groszek. Całość „pudrujemy” odrobiną skórki z limonki.
Prościej być nie może.
Smacznego.
Leave a Reply